Jugo-resentymentalizm, czyli weselno-pogrzebowe Bijelo Dugme
Mieszkańcy Bałkanów, jak kochają to na zabój. Taki też był koncert Bijelo Dugme w Belgradzkiej Arenie w ostatnią sobotę , 26 listopada 2016 r. Orkiestra Weselno-Pogrzebowa pod dyrekcją Gorana Bregovića oraz "Białe Guziki" dali popis swojego ponad 40-letniego kunsztu i dorobku bałkańskiej twórczości. Bałkańskiej , bowiem był folk, rock'n'roll, rock pasterski ( jak mówi o swojej muzyce i tekstach Bregović), pop, ballady i bardzo romantycznie i bardzo sentymentalnie. Publiczność reagowała spontanicznie, bo właśnie kochają Bijelo Dugme. I chociaż Bregovićowi zarzucają co niektórzy plagiaty i "podkradanie" piosenek ( zwłaszcza tych folkowych ), to koncert był ciekawostką, zwłaszcza dla mnie Polaka, który zna te utwory i podziwia zwłaszcza te z Kayah.
Chóralne " buczenie" pogrzebowe(?), weselne (?) rozpoczęło muzyczne misterium, a potem na scenie, wśród powszechnego zadowolenia pojawili się muzycy ( trębacze, chóry czyli orkiestra), Bregović oraz Alen Islamović. Było kolorowo, głośno, bardzo głośno, przejmująco a zarazem dostojnie. "Ne spavaj mala moja muzika dok svira" podniosło temperaturę, i tak gorącej już hali , bo ta aranżacja starego , rock'n'rolla w serbskiej wersji podziałała jak detonator, powodując wybuch radości i uwielbienia zespołu. To poderwało na nogi wszystkich przybyłych na koncert i tak pozostali już potem do końca. Na stojąco, kołysząc się, podskakując, tańcząc i śpiewając. "Pljuni i zapevaj moja Jugoslavijo", z kolei to sentymentalna piosenka zaśpiewana ze łzami w oczach, starszych uczestników a znana również młodszej części publiczności. A potem " Ružica si bila" i "Ako ima Boga ”- było bardzo romantycznie i rzewnie.
To samo działo się gdy ze sceny popłynęły: "U noći punoj mjeseca", "Šta ima novo kod tebe", "Evo zakleću se" i następne.
Pojawienie się na scenie Mladena "Tify" Vojćića - drugiego wokalisty "Guzików", po odejściu z grupy Żelijko Bebeka - ożywiło po raz kolejny publiczność. "Ima neka tajna veza"," Lipe Cvatu", "Za Esmu" i " Lazes Zlato Lazes Duso" wywołały kolejny przypływ radości i energii. Było gorąco, atmosferą wspomnień lat minionych i ukochanej muzyki. Widziałem szczęśliwych Serbów, tych starszych, wiekowych i młodych, nastolatków. Piękny widok. Prawie 20 - tysięczna hala śpiewała z muzykami i okazywała zadowolenie przepełnione uczuciem uwielbienia. Szkoda, że Żelijko Bebek nie wziął udziału w tym widowisku.
Po 140 minutowym koncercie publika wywołała zespół i były trzy bisy. Oczywiście "Djurdjevdan" wspólnie zaśpiewany i wytańczony zakończył to widowisko koronujące 40 lecie istnienia Bijelo Dugme. Bregović odebrał jeszcze złotą płytę i nie chciało się wychodzić z Kombank Areny w Belgradzie. Myślę, że chyba wszyscy uczestnicy tego widowiska- misterium odczuwali niedosyt. Chciało się słuchać tych nastrojowych, czasem ostrych, wykrzyczanych, wyśpiewanych serbsko-chorwackich piosenek. Nie tylko dlatego, że to historia, że to zapis muzyczny tego co było, co minęło i nie wróci już., ale dlatego że ta muzyka jest odzwierciedleniem tego co każdy człowiek czuje. Co czują mieszkańcy Bałkanów. Tęsknota za byłą Jugosławią była wyczuwalna podczas całego koncertu. I nie dziwi to. Dlatego na występy Bijelo Dugme oraz Bregovića zawsze przychodzi komplet publiczności. Bo to rzeczywiście weselno- pogrzebowe misterium. W dodatku tytuł tego widowiska to :"Ko ne poludi taj nije normalan" - co tłumaczy wszystko. Jugo resentymenty są wiecznie żywe.
PS. Ciekawostką był fakt, iż uczestnicy mogli kupić i pić w trakcie koncertu wszelkie napoje w tym alkohole (piwo, wino, rakiję, whisky itp.) w plastikowych kubkach. Ponadto, co na Bałkanach jest normą, palenie tytoniu spoza hali. " weszło" na widownię. Rozrób nie było.