Assign modules on offcanvas module position to make them visible in the sidebar.

Testimonials

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.
Sandro Rosell
FC Barcelona President

 

– Lubię obnażać i wywoływać śmiech – z satyrykiem, karykaturzystą, przewodniczącym Partii Dobrego Humoru, rozmawia Jacek Gallant.

– Jak wygląda droga najczęściej publikowanego w połowie lat 80. rysownika słynnych „Szpilek” do jednego z najszybszych karykaturzystów świata?

Przez ponad 20 lat byłem wydawcą periodyku „Dobry Humor” i innych czasopism z humorem i satyrą. Ponad 777 różnych publikacji, komiksów i wydań - było z moim udziałem. Trudno to wszystko policzyć. Byłem nie tylko szefem wydawnictwa, ale i jednym z rysowników.

 

– Stąd wzięło się to określenie „szybkiego karykaturzysty”?

Tak napisano o mnie w USA, po kolejnym z moich wernisaży, gdzie rysowałem „na żywo „w Nowym Jorku. To było 7 lat temu i wówczas jeszcze nie byłem tak szybki jak teraz. O tym czy ktoś jest dobrym karykaturzystą czy nie – można rozmawiać, ale z zegarem już się nie dyskutuje.

– Zacznijmy od początku. Jak zostałeś satyrykiem?

Imię Szczepan otrzymałem na cześć Szczepka z „Wesołej lwowskiej fali”. Dziadek Bogusław przed wojną namiętnie słuchał tej dowcipnej audycji radiowej, nadawanej ze Lwowa. To on koniecznie chciał, abym otrzymał takie imię. Potem dyktowałem mu mój pierwszy „komiks” – plik małych kartek, spięty spinaczem. Z lewej strony kartki było to, co podyktowałem – z prawej mój rysunek. Ów „komiks” dotyczył bitwy pod Grunwaldem, który potem zaginął. Po latach dowiedziałem się, że ten plik kartek bardzo lubił dziadek i zabrał go ze sobą do grobu.

– A kiedy zadebiutowałeś ze swoimi rysunkami?

Gdy miałem 6 lat poprosiłem rodziców, żeby wysłali moje rysunki do ukazującego się wówczas dziecięcego magazynu „Świerszczyk". Odpisano nam, że „rysunki są bardzo ładne, ale następnym razem powinienem wykonać je samodzielnie”. I żebym nie prosił rodziców o napisanie listu, bo na pewno już sam umiem pisać ( sic!).

Łatwiej było rysować sześciolatkowi, aniżeli pisać….

   Zadebiutowałem w wieku 14 lat, w młodzieżowym tygodniku "Świat Młodych", na ostatniej stronie. Tam, wtedy drukowano komiksy m.in. z Tytusem oraz Kajkiem i Kokoszem. Wkrótce dostałem się do Liceum Plastycznego w rodzinnym Lublinie. Tu powiedziano mi, „że nikt, kto rysował komiksy jeszcze tej szkoły nie skończył”. Miałem to w nosie, bo drukowałem już w prasie codziennej. W poważnym, dla dorosłych, tygodniku satyrycznym "Szpilki" zadebiutowałem w dniu swoich osiemnastych urodzin. Potem dochodziły kolejne tytuły.  W jednej z gazet – nie pamiętam dziś, jakiej - przeczytałem, że w tylu ogólnopolskich tytułach drukuję, iż niedługo moje rysunki „będą każdemu wyskakiwać z lodówki”. Wtedy publikowano w różnych czasopismach nawet 100 moich rysunków miesięcznie. Po kilku tysiącach przestałem je liczyć. Nagrodzono mnie „Srebrną”, rok później „Złotą Szpilką”, były wywiady, pochwały, nagrody… Zresztą "Szpilki", każdemu, kto w nich publikował, otwierały niemal wszystkie drzwi na rynku prasowo-wydawniczym. To była taka nobilitacja w towarzystwie satyryczno-komiksowym, której nie każdy rysownik mógł dostąpić…

– Jeden z twoich „antysocjalistycznych” rysunków, w stanie wojennym, wylądował na biurku Jaruzelskiego. Nie wyrzucili Cię ze szkoły?

Zilustrowałem wówczas „Szopkę Noworoczną” w „Kurierze Lubelskim”. Gdy nakład gazety był już wydrukowany i znalazł się w kioskach, cenzorzy zorientowali się, że postacie kolędników, w rzucającej się w oczy, tytułowej szopkowej winiecie, to: diabełek – Jaruzelski, aniołek – Urban, obok był kot przypominający Wałęsę, lis, czyli B. Lis, turoń – Kuroń z gwiazdą (Gwiazdą). Na wycofanie gazety z kolportażu było już za późno. A w owych czasach ( stan wojenny) o przywódcach podziemnej „Solidarności”, w oficjalnej prasie nie można było nawet pisnąć. A co dopiero rysować. Zrobiła się straszna afera w Lublinie – w którą byli zamieszani wszyscy ważni: redakcja gazety, cenzura, wojewódzki komitet PZPR. Tę historię opisał później w swojej książce Kazimierz Pawełek – autor tekstu szopki, późniejszy naczelny „Kuriera” i senator. A cała afera wzięła się stąd, że ktoś podrzucił na biurko generała Jaruzelskiego, egzemplarz tej gazety z szopką. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Kilka moich rysunków o ZOMO i stanie wojennym można teraz oglądać w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, w którym są częścią stałej ekspozycji o satyrze stanu wojennego.

– Domyślam się, że nie boisz się teraz tworzyć rysunków o tzw. „dobrej zmianie”?

Skoro jako nastolatek nie bałem się rysować Jaruzelskiego, i innych, to miałbym się teraz czegoś bać?

– No tak, „dobra zmiana”, to doskonały temat do satyry…?

Wymarzony! To niekończące się pole do tworzenia i wymyślania niezależnych satyryków. Wystarczy codziennie coś poczytać, posłuchać i obejrzeć informacje w stacjach telewizyjnych i obrazy same nasuwają się do ich uwiecznienia. Niestety, obecnie nie ma zbyt wielu mediów zainteresowanych publikacją takich rysunków. A przy tym mam wiele innych obowiązków zawodowych, które pochłaniają tak wiele czasu, że mnóstwo fajnych pomysłów, które byłyby oryginalną kroniką współczesnej Polski, nigdy nie powstanie. Oficjalne wydawnictwa nie grzeszą satyrą, a może się jej boją?

– Czy to znaczy, że satyrycy są uzależnieni od władzy?

Nie będę tu wymieniał nazwisk. Każdy je zna. Kiedyś byli satyrykami, teraz uwielbiają tę władzę i jej ulegają. Władza jest dobra, a opozycja niedobra.

– Mimo to gdzieniegdzie publikujesz. A jak zwolennicy „dobrej zmiany” odbierają Twoje satyry, rysunki?

Znam media społecznościowe, więc wiem co to jest hejt. Oczywiście piszą same złe rzeczy i podobają im się wyłącznie żarty z opozycji. Od zawsze twierdzę, że satyryk jest po to, aby komentował to, co robi każda aktualnie panująca władza. Niektórzy uważają, że „skoro jest pan taki niezależny”, to powinien pan „dokładać” po równo – władzy i opozycji. Wtedy odpowiadam: „Jeśli satyrą piętnuję głupich, to dla równowagi powinienem też piętnować ludzi mądrych?”

– Kiedyś, Maria Czubaszek powiedziała o Tobie: „zawsze był trochę porąbany”.

To przewrotny komplement. Spotykaliśmy się wielokrotnie, przy różnych okazjach, także w programach telewizyjnych. A bukiet kwiatów, który od Niej dostałem w dniu otrzymania „Złotej Szpilki”, pamiętam do dziś. To było bardzo znamienne i olbrzymie wyróżnienie. A to „porąbanie” podkreśla moją inność i niesztampowe podejście do satyry, kpiny i takiego widzenia świata.

– Jedna anegdota o Tobie jako karykaturzyście, podoba mi się szczególnie. Przez jakiś czas nie rysowałeś karykatur portretowych…

Jeszcze w czasach lubelskich, co jakiś czas proszono mnie o wykonanie karykatur na prezent, dla osób z kręgów dziennikarskich i artystycznych. I co kogoś narysowałem, to pół roku później schodził z tego świata. To była jakaś klątwa, więc potem przez lata zaniechałem rysowania karykatur. Aż uświadomiłem sobie, na szczęście, że były to osoby nie tylko starsze, ale i schorowane, więc, w ich nieszczęściu nie miałem żadnego udziału.

– Partia Dobrego Humoru, którą założyłeś i której jesteś prezesem, dlaczego nie wystartowała w wyborach?

Powstała w 2001 r., wkrótce miała zostać zarejestrowana, ale nie chciałem, żeby znikła tak szybko, jak istniejąca wcześniej Polska Partia Przyjaciół Piwa. To jest żart, kpina, parodia polityki (składka członkowska wynosi 3 uśmiechy dziennie), dlatego jej legitymacje chętnie przyjmują również celebryci, VIP-y i osoby dystansujące się od polityki – aktorzy, dziennikarze, ludzie kultury, itd. Partia Dobrego Humoru (po angielsku: Good Humor Party) w swoich szeregach obecnie ma ponad 4 tys. członków. Ty przecież też w niej jesteś. Wśród nich jest również sporo karykaturzystów z całego świata, czyli moi koledzy po fachu. Rozweselamy wspólnie świat jednak bez angażowania się w tzw. poważną politykę. Ale żeby było jeszcze weselej i dziwniej, to w Wikipedii można poczytać o nas tylko w języku angielskim, bo z polskiej wersji PDH, po kilku latach istnienia, zostaliśmy wykasowani. Nie mieściliśmy się – jako wesoła partia – w kanonie „poważnej” encyklopedii.

– Jako karykaturzysta – rysownik odwiedziłeś niemal cały świat. Byłeś zapraszany do USA, Australii, wielu krajów Europy. Z tego wniosek, że świat lubi się śmiać. A Polacy mają poczucie humoru?

Oczywiście, pod warunkiem, że satyra ich nie dotyczy. Lubimy drwić, kpić z innych, nie widząc tego jacy sami jesteśmy (śmieszni). Jesteśmy najczęściej śmiertelnie poważni i nie tolerancyjni. A świat jest inny. Mam wrażenie, że cudzoziemcy bardziej spontanicznie i serdecznie reagują na widok swojej karykatury. Lubię podejście do życia Amerykanów. Oni są pogodni, weseli i doceniają osoby, które coś w życiu osiągnęły. I mają przy tym dystans do siebie. Są otwarci i tolerancyjni. Tymczasem Polacy takich ludzi nie lubią. U nas nie wypada chwalić się swoimi osiągnięciami, każdy winien równać do średniaków i nie wychylać się. To taka smutna polska przypadłość. Więc ja mam co obnażać i wywoływać satyrą uśmiech.

Dziękuję za rozmowę

 

Moje podróże

Previous Next Play Pause
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20