Czasem, aby dostrzec rzecz z bliska, trzeba spojrzeć na nią z oddali. I tak właśnie zauważyłem, że wielkanocne przemyślenia oraz refleksje czynione z perspektywy lat, ba z odległości kilkuset kilometrów od domu - dają poczucie odkrywania zjawisk dotąd pomijanych i z pozoru błahych - a w istocie ważnych.
Tak jest na przykład z polską muzyką nadawaną w polskich stacjach radiowych. W dzień królują zagraniczne hity, a w nocy - gdy mkniesz po północy po polskich dziurawych drogach - słyszysz nagle przeboje sprzed lat. Non stop polskie utwory. Dzieje sie tak za sprawą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która wydając stosowne decyzje zmusiła nadawców do większego udziału polskiej muzyki rozrywkowej w repertuarze ich stacji. Tylko zastanawia dlaczego robią to nocą? Gdy ilość słuchaczy jest minimalna? Wtedy w ramówce komercyjnych stacji rozbrzmiewają polskie hity. Jakże piękne. Gdybym nie podróżował nocą, pewnie nie przekonałbym się o tym. Choć osobiście wolałbym słyszeć te piosenki w dzień. Ale może jestem za wybredny......?
Jako agnostyk nie chodzę do Kościoła. No chyba, że jest szczególna okazja, albo wymaga tego rodzinna sytuacja, wówczas przekraczam progi świątyni. I jakże zdumiałem się kilkakrotnie, gdy zobaczyłem, że są w Polsce księża normalni, życzliwi, nie piętnujący takich jak ja, albo innowierców. Chcący pomagać ludziom, organizujący życie parafii, w dodatku bezinteresownie. W moim rodzinnym Lublinie księża to specyficzna kasta. Nie tolerujący nie katolików. A w małej miejscowości na Pomorzu, niedaleko Gdańska, ba w samym Gdańsku jest inaczej niż w Lublinie. Zastanawia mnie tak różne podchodzenie do kwestii wiary i ludzi przez osoby duchowne. Znające dekalog i otwarte na każdego człowieka. Tak stoi w piśmie świętym. A może inaczej się czyta i pojmuje biblię w skatolicyzowanym Lublinie a inaczej w Gdańsku i okolicach? Nie wiem, nie znam się, ale to zastanawia. Ksiądz na Pomorzu może za darmo pomagać chorym, świadczyć posługę bez oczekiwania na jakąkolwiek wdzięczność, nie patrząc, kto skąd przychodzi i czy jest wierzący. W dodatku nie czyni ze spowiedzi problemu, nawet gdy się jest z innej parafii. To różni wiarę w Lublinie od Gdańska. Budzi też refleksję. U mnie agnostyka wywołuje to sprzeczność i pogłębia niewiarę. W dodatku gdy czytam, że w Niemczech pustoszeją kościoły i sprzedawane są te budowle z braku wiernych. Polsce grozi to samo za jakiś czas. Hm, to daje do myślenia........
Dziwi mnie postawa Izraela oraz niektórych polskich polityków i komentatorów w kwestii wiersza napisanego przez noblistę Güntera Grassa. W tym wierszu nazywa on Izrael "zagrożeniem dla światowego pokoju" i wezwał do kontroli izraelskiego programu jądrowego. Dziwi i zastanawia taka postawa, w dodatku gdy nikt nie przedstawił tłumaczenia tego wiersza. Poszukałem wobec tego i znalazłem ten wiersz:
Günter Grass
Was gesagt werden muss (Co musi zostać powiedziane)
Dlaczego milczę, zbyt długo milczę o tym,
co oczywiste i przećwiczone w grach symulacyjnych,
na których końcu my, którzy przeżyliśmy,
jesteśmy tylko przypisami.
Chodzi o rzekome prawo do uprzedzającego uderzenia,
które mogłoby unicestwić
ujarzmiony przez zarozumialca
i regularnie zmuszany do owacji naród irański,
dlatego że na jego terenie
prawdopodobnie powstaje bomba atomowa.
Ale dlaczego zabraniam sobie
wypowiedzieć nazwę innego kraju,
w którym od lat - choć w tajemnicy -
powiększa się arsenał nuklearny,
lecz poza wszelką kontrolą, bo nikt nie jest do niego
dopuszczany?
Powszechne przemilczanie tego faktu,
które sprowokowało również moje milczenie,
odczuwam jako ciążące kłamstwo
i przymus, którego nie można zlekceważyć
pod groźbą kary;
oskarżenie o "antysemityzm" słyszy się często.
Ale teraz, gdy mój kraj,
raz po raz wzywany i odpytywany
przez własne zbrodnie,
które są nieporównywalne,
wysyła do Izraela z przyczyn wyłącznie ekonomicznych,
choć zręczny język przedstawia to jako zadośćuczynienie,
kolejną łódź podwodną, której specjalnością
jest wystrzeliwanie wszystko pustoszących głowic
tam, gdzie rzekomo istnieje
jedna bomba atomowa
(dowodem na jej istnienie jest tylko obawa)
- teraz mówię to, co musi zostać powiedziane.
Dlaczego do tej pory milczałem?
Bo sądziłem, że moje pochodzenie,
związane z nigdy nie dającą się usunąć skazą,
zabrania mi wypowiedzieć tę oczywistą prawdę
wobec państwa Izrael, wobec którego mam
i będę miał dług wdzięczności.
Dlaczego dopiero teraz, w podeszłym wieku
i u schyłku mojego pisania, mówię,
że mocarstwo atomowe Izrael
zagraża i tak już kruchemu pokojowi na świecie?
Dlatego, że musi zostać powiedziane to,
na co jutro już może będzie za późno;
i dlatego że my, Niemcy, wystarczająco już obciążeni,
moglibyśmy stać się dostawcami zbrodni,
którą łatwo przewidzieć, a więc naszej współwiny
nie dałoby się zamaskować
zwykłymi wymówkami.
I przyznaję: przerywam milczenie,
dlatego, że dość już mam
obłudy zachodu; poza tym można mieć nadzieję,
że wielu wyzwoli się z milczenia,
zmusi sprawcę widocznego niebezpieczeństwa
do rezygnacji z przemocy
i będzie nalegać, by rządy Izraela oraz Iranu
zgodziły się na swobodną i nieprzerwaną kontrolę
izraelskiego arsenału nuklearnego oraz irańskich urządzeń atomowych
przez którąś z międzynarodowych organizacji.
Tylko w ten sposób można pomóc wszystkim,
Izraelczykom i Palestyńczykom,
więcej, wszystkim ludziom żyjącym obok siebie i nienawidzącym się w tym
okupowanym przez szaleństwo regionie,
a w końcu też i nam samym.
Tłum. Tomasz Ososiński
Grass napisał swoje odczucia. Swe wrażenia przelał na papier i teraz ....ma zakaz wjazdu do Izraela. Ciekawe. Mnie generalnie ten wiersz kojarzy się z pokojem, z chęcią przeciwdziałania temu, co może wywołać kolejny konflikt, wojnę atomową. Wszystko co godzi w pokój na świecie budzi mój sprzeciw. Więc wiersz ten - jako antywojenny i pacyfistyczny, obalający pewne mity - popieram. W dodatku skreślony ręka mistrza pióra zasługuje na uwagę. I nie odbieram go jako atak na Żydów i ich państwo. Ale swoiste pro memoria.
A zarzucanie Grassowi "stawiania świata na głowie" - jak czynią to niektórzy, jest nieuczciwe. Nie można bowiem, dziś w świecie wolności słowa i totalnej globalizacji nie zauważać tego co jest groźne. Co jest niebezpieczne i zagraża ludzkości. I nie ma znaczenia czy jest to amerykańskie, rosyjskie, polskie czy żydowskie. Jeśli stanowi realne niebezpieczeństwo - należy krzyczeć. I tak to odbieram ja, z perspektywy kilku tysięcy kilometrów od Izraela i Ameryki, ale w sąsiedztwie Majdanka. Oświęcimia, Stutthofu i wielu innych znajdujących się w moim kraju miejsc kaźni i martyrologii Polaków i innych nacji.
Tak właśnie dziś, w drugi dzień świąt, gdy na stole leżą świąteczne jajka, symbole życia, myślę o tym co niby jakże dalekie, ale bliskie mojemu sercu i jak mniemam nie tylko mnie. Ach te odległości. Wyostrzają widzenie świata.