Z Polski A do D
Pojechałem do Gdańska polenić się z rodziną. Podczas Jarmarku Dominikańskiego na ul. Długiej od razu natknąłem się na Wojciecha Cejrowskiego, który swoją książkę sprzedał mi 15 zł drożej niż w księgarni, czyli za 50 zł, ale z dedykacją dla szwagra. Choć ideologicznie się różnimy, to za namową rodziny strzeliliśmy sobie fotkę ku pamięci.
Wracając do Lublina musiałem pokonać rozkopany w kilku ważnych komunikacyjnie miejscach Gdańsk. Na Mazurach podobnie - tempo przebudowy drogi nr 7 jest godne podziwu i pozazdroszczenia. O stadionie w Gdańsku nie ma co mówić, bo to perełka. W Warszawie podobnie. Rozkopane ulice najlepiej świadczą o rozmachu inwestycyjnym. Środki unijne oraz nasze pieniądze budżetowe potrafią zdziałać cuda.
A do Lublina ze stolicy prowadzi istna droga przez mękę. Tiry i auta osobowe poruszają się w żółwim tempie, więc znaki ograniczające prędkość są zbędne. W dodatku wysepki na środku jezdni stwarzają jeszcze większe zagrożenie i tamują ruch. O pociągu nie ma co wspominać, bo 175 km pospieszny pokonuje w 160 minut, czyli tak samo jak samochód. Żal i niemoc człowieka ogarnia, gdy widzi jak inni gospodarzą i ulepszają rzeczywistość. Ale nie lubelską.
Lubelskie dotacje unijne poszły głównie w ... teren. Najwięcej w powiat chełmski i zamojski. Wszak Krzysztof Grabczuk z PO oraz koalicjanci z PSL – rządzący województwem – wspierają jak mogą swoje rodzinne strony. A Lublin, stolica regionu, choć kierowany przez Krzysztofa Żuka (ponoć też z PO) jakoś nie może dostać większej dotacji na drogi. Przyznane pieniądze na budowę lotniska w Lublinie/ Świdniku zmniejszono. Biznes-plan lotniskowy okazał się źle przygotowany, stąd te cięcia budżetowe.
O działaniach radnych nieraz było głośno. Teraz znowu dowiadujemy się o skandalu w lubelskiej gminie. Radna Marta W. z PO blokuje inicjatywy, które szkodzą jej prywatnemu interesowi. Na Kalinowszczyźnie nie powstanie więc nowy sklep ani sieć lokalnych dróg osiedlowych. Wszystko to dzieje się pod płaszczykiem dbania o inne wartości, historyczne, religijne i diabli wiedzą jakie jeszcze. Prawie jak przed 300 laty. Liberum veto tryumfuje.
Przy tym wszystkim dowiadujemy się z Gazety Wyborczej, że „Kraj zacofany, Polak z widłami, z miną męczennika, w tle dymiące kominy Nowej Huty. Tak 60 milionów europejskich maturzystów uczy się o nas z podręczników do historii. A polskie rządy różnych opcji od lat nic z tym nie robią”. A w „"A History of Civilisation" z 2001 r.: „Polska chorym człowiekiem Europy. Anarchia, liberum veto, tron można tam sobie było kupić za łapówkę. Czy to są cechy stałe?". Taki obraz Polski dostaje z podręcznika młody Brytyjczyk. I nic dziwnego, że tak nas opisują skoro tak się w Polsce dzieje.
Jest coś wspólnego w Lublinie i w Gdańsku. – Jarmark. Nasz Jagielloński to dobry pomysł. Szkoda tylko, że nie ma on takiej tradycji jak ten w Gdańsku. Być może z czasem będzie magnesem dla tych wszystkich, którym zbrzydnie Polska A, B i C a zechcą przyjechać do Polski D. Bo chyba taką jesteśmy.