W grudniu 2008 roku w zarządzie województwa lubelskiego kierowanym przez Krzysztofa G. zasiadał Marek F. Obaj panowie z Platformy Obywatelskiej. Markowi F. podlegała Lubelska Agencja Wspierania Przedsiębiorczości (LAWP) powołana do wykonywania zadań związanych z przyznawaniem unijnych dotacji lubelskim przedsiębiorcom.

Wtedy też Centrum Medyczne „I.” z Puław złożyło do Agencji podlegającej Markowi F. wniosek o dotację w wysokości 1,3 mln zł i wygrało konkurs. Nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że udziałowcem puławskiego Centrum była Jolanta F., żona Marka F.alt

Marek F. wiedział, że w konkursie startuje jego żona, ale nikogo o tym nie powiadomił. Po ujawnieniu sprawy przez media marszałek województwa Krzysztof G. zarzekał się, że „nie miał pojęcia o przyznaniu dotacji dla żony członka zarządu.”. Zastrzegał jednak, że „nie może nikogo dyskryminować czy preferować ze względu na pokrewieństwo lub nazwisko”. W efekcie tej sytuacji do niczyjej dymisji nie doszło, ale w urzędzie marszałkowskim wprowadzono rzekomo zasadę, że o podobnych zależnościach trzeba powiadomić przełożonych.

Wszystko  wskazywało, że ta „pomyłka” w lubelskiej PO została potraktowana jako nauczka i podobnych „kwiatków” nie będzie w przyszłości. A jednak…nauka „poszła w las”. Chciałoby się dodać, że niestety jak zwykle….

„Kasa PO. Młodzi chłopcy zapomnieli o standardach” – donosi dzisiejsza Gazeta Wyborcza w Lublinie i opisuje ubieganie się przez młodych działaczy PO pod szyldem naprędce założonej spółki o półmilionową dotację unijną z LAWP. Przy tym ci młodzi działacze są blisko powiązani z decydentami PO w województwie i mieście. I znowu wniosek w konkursie wygrywa i zostaje zatwierdzony głosami marszałków z Platformy Obywatelskiej. Po nagłośnieniu sprawy przez media marszałek Krzysztof G. jest jak zwykle szczerze zaskoczony. „ Nie poinformowano mnie o tym” - czytamy na łamach prasy. W końcu „pechowy” wniosek zostaje wycofany i unijne pieniądze trafią do innych firm.

Dziwne, że w kilkutysięcznej zbiorowości członków PO nie nauczono młodych ludzi przestrzegania nie tylko standardów unijnych, ale zwyczajnych zasad przyzwoitości. Po tylu doświadczeniach – afery: Rywina, hazardowej czy choćby z puławską firmą – nikt z koleżanek i kolegów partyjnych na Lubelszczyźnie nie zwrócił na takie działanie uwagi? Czy członkowie Platformy, składając taki wniosek liczyli, że sprawa nie ujrzy światła dziennego? Czy ocena wniosków jest tak pobieżna, że nikt nie sprawdza reputacji firm? Czy rzeczywiście PO cierpi na brak funduszy, pomimo, że partia ta dostaje najwyższą dotację z budżetu państwa? Czy w tej partii istnieje pojęcie lojalności jej członków? Czy członkowie zarządu województwa z PO są pozbawieni zasad przyzwoitości i nie bacząc już nawet na instynkt samozachowawczy, łamią prawo przez nich ustanowione? Czy PO nie boi się porażki w nadchodzących jesienią wyborach? Takich pytań ciśnie się więcej.

Ile razy jeszcze marszałek Krzysztof G. będzie zaskoczony?