Kiedyś w andrzejkowy wieczór panny rozbierały się do naga i biegły do drewutni po drewno. Ta z nich, która pierwsza nazbierała najwięcej drewna na opał i najszybciej wróciła do izby, mogła - jak głoszą stare podania - szykować się do ślubu. Dziś najczęściej wróżby polegają na laniu wosku przez dziurkę w  kluczu, a to kształt odczytany z cienia rzucanego przez tak uformowany wosk jest zapowiedzią dalszych wydarzeń.

Aby dochować andrzejkowej tradycji, postanowiłem dziś właśnie powróżyć. Nie z wosku,  nie z kart, z butelek czy przy użyciu innych wymyślnych sposobów - tylko z faktów, jakie się dzieją w ostatnim czasie.

I tak oto nadszedł czas, aby SLD na świętego Andrzeja błysnął nadzieją, bowiem niskie  sondaże popularności oraz brak spójnego, czytelnego programu nie zachęcają Polaków do stawiania na partię pod przewodnictwem Leszka Millera. Czas na  lewicowy kurs - inaczej lipa, jak mówią młodzi. Wszak nie brak w tej partii ludzi rozsądnych i trzeźwo ( czytaj: postępowo ) myślących.  A nawoływanie do delegalizowania innych ugrupowań, gdy obok szaleje bezrobocie, rosną kolejki do naszej drogiej ( dosłownie) służby zdrowia i nie ma perspektywy dla utrwalającego się kryzysu ekonomicznego  - nie będzie zachętą dla tych, którzy nie tylko mają serce po lewej stronie, ale myślą pro społecznie i coraz bardziej doskwiera im bieda. Nie wiem, czy kongres lewicy cokolwiek załatwi, poza propagandowym szumem. Może warto skupić się na programie , a potem dopiero zwierać szyki na zjeździe. Życzę więc Leszkowi Millerowi, aby dziś ukazała mu się wizja polskiej "nowej drogi" lewicy w XXI wieku. I by ów projekt został zrealizowany, bowiem mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, nie tylko jak zaczyna.

Koleiną wróżbę dedykuję  Donaldowi Tuskowi, aby w końcu ukazały mu się dziś pieniądze dla tych, którzy oczekują na zapłatę za zbudowane obiekty sportowe i autostrady (sic!). Przy tym pieniądze te powinny być tak wielkie, aby wystarczyły na pokrycie zobowiązań służby zdrowia nie dofinansowywanej przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Przecież nie można obliczyć, ile ludzi zachoruje w danym roku i na jakie choroby. W dodatku, gdy pogarszają się warunki życia, gdy szwankuje profilaktyka i brak pieniędzy na np. na powszechne badania przeciwgruźlicze, stałą kontrolę jakości produkowanej  i importowanej żywności, to nie dziw, że ludzie chorują.  Przy tym gdy każe im się oszczędzać na lekarstwach - to częściej są hospitalizowani. A to kosztuje.

Życzę też  zarządowi LOT-u, aby w dzisiejszej wróżbie objawiła mu się kompletna obsługa serwisowa Boeinga 787 zwanego Dreamlinerem, która będzie rezydować przez jakiś czas w Polsce po to, aby update’ować (uaktualnić i uzdrowić) maszyny, jakie niebawem otrzymamy. Ta bowiem maszyna boeinga jest produkowana dla Polski w wersji prototypowej i jak donoszą niemieckie fachowe periodyki należy ją od razu uaktualnić i uzupełnić o urządzenia i oprogramowanie, jakie dziś obowiązują w liniach amerykańskich i światowych. Tryumfalny wlot do Polski Dreamlinera okazał się znowu propagandową zadymą - po której wysiadło podwozie, o czym doniosła polska prasa.

A skoro o lotnictwie mowa - to życzę lubelskim władzom, które 1 grudnia będą oprowadzać tłumy po nowo otwieranym Porcie Lotniczym Lublin, aby wywróżyli sobie i nam mieszkańcom Lubelszczyzny i wszystkim pozostałym pasażerom - stały ruch na tym lotnisku. By nie brakowało pasażerów i aby obiekt ten nie został zamknięty szybciej niż go zbudowano.

Krzysztof Żuk, prezydent miasta oraz Krzysztof Hetman, marszałek województwa tak martwią się o publikę na otwarciu lotniska, że aż wydrukowali billboardy i rozwiesili je na lubelskich ulicach, na których zapraszają na tę okazję. Pomijam już koszty tej operacji, ale skąd ten pomysł? Czyżby chodziło o zapewnienie stosownej ilości wyborców ? A może zbyt późno doszli panowie do wniosku, iż może zabraknąć pasażerów do regularnych lotów i lepsze byłoby jednak np. zmodernizowanie istniejącej linii kolejowej do Warszawy. Wówczas w godzinę można byłoby dojechać do największego portu lotniczego w Polsce, a nie martwić się o utrzymanie tego kapitałochłonnego lotniska, jakim będzie lubelskie okno na świat. Cóż, czas pokaże. Chcę się mylić. I mam nadzieję, że chętnych do latania z Lublina w świat nie zabraknie.

Gdybyśmy jednak  w końcu zdecydowali się na wieczór wróżenia i wylejemy roztopiony wosk na wodę - to wszystkim życzę  aby ukazały się nam dzbanki z gwiazdami. Dzbanek bowiem - jak sugerują stare źródła - oznacza przypływ sił życiowych i poprawę zdrowia, a  gwiazda - przypływ gotówki. Bo zdrowia nigdy nie za dużo. A pecunia non olet, więc też nie zaszkodzi je mieć zawsze w wystarczającej ilości.