Generalnie nikt nie lubi chorować. Nie można wówczas w pełni korzystać z życia, w dodatku ZUS potrąca nam z pensji pieniądze i w ogóle jest źle. Jednak jak pokazuje rzeczywistość, chorowanie jest opłacalne. Niektórzy będąc na L-4 wyłgali się od procesów lub spowolnili ich przebieg.

Inni z kolei przeszli na wcześniejszą emeryturę, przez co jesteśmy najbardziej „emeryckim” krajem w Europie i świecie. I tak oto 50 - paroletni zdrowy człowiek z zaświadczeniem o niezdolności do pracy pobiera rentę wypłacaną z naszych podatków.

Politycy natomiast – widać to nie tylko w Sejmie – chętnie uciekają na zwolnienie, gdy grozi im polityczny ostracyzm, albo wymaga tego ich własne dobro. Przypadki posłów z Samoobrony, PO, PiS czy PSL są tego najlepszym dowodem. Udział w komisjach śledczych niekiedy był bardzo nie na rękę, więc zwolnienie z tytułu choroby było w sam raz. Oczywiście stan niezdolności do normalnego życia z czasem ustaje i wówczas trzeba dokończyć to co uniemożliwiała nam choroba, ale zyskaliśmy czas na przygotowanie się do obrony lub innych działań, które nas zaskoczyły. Choroba w takich przypadkach jest jak lekarstwo. Pomaga uniknąć większej wpadki i daje poczucie wyższości osoby chorej nad tymi, którzy nas rzekomo „prześladują”. Każdy z nas zna to z autopsji, bowiem uciekanie przed trudnymi sytuacjami w pracy, szkole czy gdziekolwiek indziej nie raz przerabialiśmy.

W ekonomii jest podobnie. Fiskus zna pojęcia choroby i inflacja albo dewaluacja są wynikiem właśnie chorej źle zarządzanej gospodarki. Wówczas stan tej choroby odczuwają wszyscy. Biedni bardziej, bogaci mniej, ale takie jest życie. Chirurgiczne cięcia są więc ratunkiem dla biznesu i wymagają tylko odpowiedzialnych osób znających prawidła kapitalizmu. Zdarza się i tak, że celowo wprowadza się pewne działania, aby zaburzyć, zdestabilizować rynek takiego czy innego produktu. Wówczas jedni zyskują inni tracą. Takie działania to chleb powszedni na giełdzie czy rynkach paliw. Niekiedy warto wywołać wojnę, bowiem jest ona najlepszym interesem dla podupadającej gospodarki. Przykłady takie znamy z historii. II wojna światowa, wojna o Falklandy czy chociażby obecna sytuacja w Iraku. Najeźdźcy wywołują te konflikty – „choroby” gospodarek krajów atakowanych– aby uleczyć swoje interesy .Taka dziwna antynomia, albo mówiąc językiem medycznym - homeopatia.

Zbieżność kryzysów ekonomicznych ze stanami chorobowymi jest więc prawidłowością znaną od tysięcy lat. Mimo, iż wzajemnie się wykluczają to mają istotny wpływ na nasze życie. W większości przypadków są korzystne. Warto więc – zgodnie z tą teorią – zachorować, aby poprawić sobie standard życia. Paradoks potwierdzający regułę?

Różnica polega jednak na tym, że celowe wywoływanie choroby jest pomocne, natomiast przypadki prawdziwej, przypadkowej choroby są groźne i wymagająMarit Bjoergen na siłowni. Fot.Dagbladet natychmiastowej interwencji lekarskiej. Leczenie jest wówczas niezbędne.

W sporcie jest podobnie. Co do zasady choroba eliminuje zawodnika z rywalizacji. Znane są jednak przypadki, ot z byłej NRD, gdzie, manipulowano zdrowiem zawodników przez co osiągali lepsze rezultaty. Z czasem ten proceder przerwano i uznano go za niedopuszczalny doping.

Dziś historia się powtarza. W Norwegii biznes, czyli ekonomia dyktuje skądinąd znanym z czystości wszelkiej Skandynawom, stosowanie choroby, aby osiągnąć sukces. Marit Bjoergen (31 l.) z Oslo jest chora na astmę i dzięki temu zdobywa tytuły mistrzowskie. To niemal cud. Pokonuje zdrowe rywalki będąc sama chorą. Światowe organizacje/ władze sportowe akceptują stosowanie medykamentów przeciw astmie i nie widzą w tym nic dziwnego.


Nie jest istotne, że leki te poprawiają wydolność fizyczną zawodniczki. Nie ma znaczenia jej jednostka chorobowa. Taka zawodniczka to skarb – można rzec.

Znalazłem zdjęcie Bjoergen z siłowni. Istny Heros. Nic tylko.... zachorować.

Ale bez żartów. Nie zazdroszczę nikomu niczego i nie życzę choroby. Choć patrząc na tę fotkę ciśnie się na usta stwierdzenie: chora jak mistrzyni świata ! Nieprawdaż?

03 marca 2011 11:10