Alibaba pilnie poszukiwany

 

Stało się. Lewica przegrała z kretesem wybory parlamentarne osiągając najniższy wynik w historii wyborów po 1989 roku. Ten wynik, 8,25 % poparcia wyborców, to 27 posłów SLD w Sejmie. Choć gdy dodamy Józefa Piniora, Dariusza Rosatiego oraz Bartosza Arłukowicza, którzy ubiegali się o mandat posła pod szyldem Platformy Obywatelskiej – to liczba ludzi lewicy w Polskim Sejmie wzrasta do 30.Oczywiście nie spotkają się oni w jednym klubie parlamentarnym, ale w niektórych kwestiach będą mogli razem głosować. W Senacie Marek Borowski (też kandydował z poparciem SDPL, SLD i PO) oraz były członek SLD, dziś senator niezależny – Włodzimierz Cimoszewicz  to kolejni przedstawiciele lewicy na Wiejskiej. W sumie 32 ludzi o zdeklarowanych poglądach lewicowych. Mało. Tylko dlaczego tak mało, i dlaczego wybrali tak różną drogę do parlamentu?

 

 

Gdyby szczegółowo przeanalizować motywy ich decyzji o odejściu z SLD – to można śmiało powiedzieć, że byli „niezadowoleni i rozczarowani kształtem” sojuszu w ostatnich latach. Borowski wspólnie z Cimoszewiczem oraz 8 innymi osobami w 2004 roku byli współautorami słynnej uchwały „Dość złudzeń”, w której skrytykowali działania SLD. Wtedy powstała Socjaldemokracja Polska z Borowskim na czele.

Kolejne fakty - w styczniu 2005 r. Jóżef Oleksy rezygnuje ze stanowiska marszałka Sejmu, a w kilka miesięcy później składa dymisję z szefa SLD. To efekt nagonki na Oleksego rozpętanej przez Andrzeja Milczanowskiego (ówczesnego ministra Spraw Wewnętrznych z klucza Lecha Wałęsy ) w 1996 roku. Fałszywe oskarżenia Milczanowskiego nigdy nie potwierdziły się. Sam Milczanowski pozostaje bezkarny.

Istotnymi gwoździami do dzisiejszej trumny lewicy były tzw. afery: Rywina i Jakubowskiej. Sytuacja ta wymusza złożenie funkcji premiera przez Leszka Millera zaraz po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Kolejne „wpadki” ludzi lewicy: Pęczaka, Sobotki oraz Długosza przypieczętowują niechęć nie tylko prasy, ale społeczeństwa do Lewicy jako takiej.

Ster SLD przejmuje zdolny i młody Wojciech Olejniczak. We wrześniu 2005 roku SLD zdobywa 55 mandatów poselskich w Sejmie. W 2006 roku powstaje porozumienie koalicyjne „Lewica i Demokraci”. W skład  LiD wchodzą: SLD, SDPL, UP i PD. W wyborach samorządowych w 2006 roku LiD odnosi sukces. W marcu 2007 roku odchodzi z SLD Józef Oleksy ( efekt taśm Gudzowatego) a we wrześniu tego roku szeregi sojuszu opuszcza Leszek Miller. W wyborach parlamentarnych w 2007 roku  Lewica i Demokraci mają 53 posłów z których 40 to członkowie SLD. Włodzimierz  Cimoszewicz jako niezależny kandydat zostaje senatorem pomimo, iż jest on w SLD. W kilka miesięcy później zostaje skreślony z listy członków SLD za – podobno – nie płacenie składek. Na skutek niezadowolenia „baronów” SLD, którzy nie weszli do parlamentu, w marcu 2008 roku LiD przestaje istnieć, a posłowie z PD i SDPL odchodzą z klubu parlamentarnego. W czerwcu 2008 roku fotel przewodniczącego SLD zajmuje Grzegorz Napieralski. Już za rządów Olejniczaka dochodzi na tzw. lewicy do podziałów  wśród członków partii na starych i młodych działaczy. Na lepszych i gorszych. Efektem tego jest odpływ części członków  z SLD, SDPL i UP. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku Lewica wprowadza 7 deputowanych. Wybory samorządowe w ubiegłym roku  odbywają się pod znakiem sojuszy z różnymi partiami i stowarzyszeniami, jednak nie wszędzie. Na Lubelszczyźnie SLD idzie do wyborów z OPZZ. Brak jest woli współpracy z SDPL i Partią Zielonych W efekcie  tego m.in. SLD wprowadza do sejmiku 3 radnych a do rady  Lublina  1 przedstawiciela. Tyle przypomnienia wybranych, ważnych faktów z historii polskiej lewicy, w której „pierwsze skrzypce” gra SLD.

Gdyby chcieć przeanalizować wewnętrzne przyczyny klęski lewicy, to należy powiedzieć tu, że  wiara w swoją nieomylność kierownictwa SLD oraz brak otwartości na innych ludzi oraz inne partie lewicowe związane z tym ruchem od wielu lat,  spowodowały ten stan rzeczy. Gdy dodamy do tego autokratyczne rządy, brak otwartości na młodych ludzi oraz ambitny, acz zupełnie nieznany program tej partii, to rysują się główne przyczyny porażki. Wewnętrzne swary, podejrzenia i nieuzasadniona zawiść oraz zazdrość dopełniają tego obrazu. Efektem tego był brak wyrazistości lewicy jako całości ugruntowywany w świadomości społecznej przez media. Lewica nigdy nie miała tzw. dobrej prasy, albowiem dziennik „Trybuna” niegdyś wydawany przez ludzi lewicy z przyczyn finansowych musiał zamknąć swoje łamy. Inne gazety, rozgłośnie oraz media publiczne nie były specjalnie zainteresowane wzmacnianiem pozycji lewicy – bowiem kosztem tej formacji starały uwiarygodnić swoją „obiektywną” misję niejednokrotnie wyrządzając  wielu ludziom  krzywdę ( vide: sprawa Oleksy-Milczanowski i wielu innych).

I dziś twierdzenie, że Partia Palikota wchodzi w miejsce lewicy i ma przejąć jej ludzi, jest czystą spekulacją dziennikarsko-obyczajową. Ruch Palikota poza kilkoma populistycznymi hasłami  -  m.in.: świeckość państwa, zaprzestanie nauczania religii w szkołach, finansowanie z budżetu państwa metody in vitro, wprowadzenie rejestrowanych związków partnerskich, liberalizacja ustawy dotyczącej aborcji – jest powieleniem tego co Lewica zgłaszała i mówiła od szeregu lat. Faktem jest, że siła tego głosu okazała się większa i skuteczniejsza ustami Palikota, niż ludzi lewicy. Jednak na pewno legalizacja miękkich narkotyków czy  wydłużenie wieku emerytalnego to nie jest program lewicy. Tak samo jak wprowadzenie podatku liniowego, choć swego czasu premier Miller zgłaszał taki wniosek wbrew głosom „dołów” lewicowych. To lewica właśnie proponuje i od lat domaga się w swoim programie, aby celem nadrzędnym państwa było realne dobro społeczne i realne dobro jednostki. W konfliktach na linii pracownik-pracodawca  staje po stronie pracownika, gdyż "praca ma być zabezpieczeniem bytu socjalnego, a nie upokorzeniem człowieka”. Nie ma zgody na „umowy śmieciowe”. Do tego dodajmy transparentność i odbiurokratyzowanie struktur państwa.

Ruch Palikota wprowadził do obecnego Sejmu 40 posłów. Hm, znając realia demokratyczne nie wiem czy taka ilość głosów wystarczy do przeforsowania i uchwalenia tych propozycji, które padły z ust  Palikota i jego ludzi w kampanii wyborczej. Nie wiemy też  jakie propozycje znajdą poparcie u ludzi lewicy i w PO, PSL czy PiS. Dlatego śmiem twierdzić, na podstawie dotychczasowych dokonań happenera Palikota,  że będzie to swoista bajka o „Alibabie i 40 rozbójnikach”. Tych czterdziestu rozbójników już znamy z nazwisk. Teraz poczekamy na ich inicjatywy i dokonania. Sprawdzimy ich wiarygodność. Jeśli te przedsięwzięcia będą warte uwagi i poważne – to znajdą wsparcie u innych. Jeśli zaś nie, to zapewne znajdzie się w Sejmie „Alibaba” – czy to z lewej strony sceny politycznej czy innej – który szybko przejmie część  z tej 40-dziestki. Nie trzeba nawet specjalnie się trudzić, bowiem hasło „sezamie otwórz się” jest powszechnie znane i nie jest obce nikomu. Nie zdziwię się, jeśli ludzie z Ruchu Palikota wesprą lewe skrzydła w Sejmie czy to w samym SLD czy nawet w PO. A dyskusja na temat „dywersyfikacji” Lewicy już się zaczęła. Zainteresowanych tą przemianą jest sporo ludzi. I tylko patrzeć – choć droga trudna i daleka, bo wybory samorządowe za 3 lata – jak ta porażka wyborcza zamieni się w sukces. Innej drogi nie ma. Chyba, że komuś zależy na tym, by po raz kolejny „sztandar wyprowadzić”. Ale ja akurat w to nie wierzę, choć sztandar może być inaczej skrojony i z innymi haftami.