Prawda powie Ci prawdę

 

Bardzo ciekawie rozpoczął się 2012 rok. Najpierw chorzy zostali pozbawieni lekarstw refundowanych z NFZ przez lewicowego ministra „kupionego” do PO za intratną posadę. Wcześniej ministrem zdrowia była gwiazda PO, dziś marszałek Sejmu Ewa Kopacz, która sprytnie „wygryzła” z fotela marszałka Schetynę. I faktycznie to Bartosz Arłukowicz odziedziczył po Kopacz kukułcze jajo jakim jest „kulawa” ustawa o refundacji leków. Ale całe zło spada na najpopularniejszego, lewicowego lekarza ze Szczecina Arłukowicza.

 

Dziś z kolei wiceminister MSWiA Rapacki prawdopodobnie został zmuszony do złożenia rezygnacji z tej funkcji, bowiem należy do tzw. drużyny Schetyny. Wcześniej przecież Adam Rapacki był komendantem wojewódzkim policji we Wrocławiu. I tylko patrzeć jak prawdziwych „gliniarzy” opuści też obecny komendant policji gen. insp. Andrzej Matejuk – też kolega Rapackiego i Schetyny z Wrocławia. Kompetencje się nie liczą tylko układy towarzyskie. A te nie są z okolic premiera Tuska. Kryzys w PO pogłębia się? A może wraca znane wcześniej w  PZPR-owskich kręgach sparafrazowane powiedzenie :„kto jest z Grzesiem tego zmieciem?”

 

To wszystko dzieje się tu i teraz. W Polsce, do której kryzys wkroczył i zbiera swoje owoce. „Polski emeryt może liczyć na 730 zł. Grek dostaje co najmniej 2,2 tys., a Włoch przynajmniej 2,6 tys emerytury miesięcznie. I kto tutaj potrzebuje pomocy? Według premiera Donalda Tuska (54 l.) i jego ministrów to biedni Polacy muszą ratować bogatych Włochów i Greków” – podaje „Fakt.”. Bo członkostwo w UE zobowiązuje, więc „złożymy się na ratowanie gospodarek, gdzie rencistom wypłaca się "trzynastki", a nawet "czternastki". Wyłożymy ogromne pieniądze dla obywateli kraju, gdzie bezrobotny może liczyć na 4 tys. zł zasiłku miesięcznie. Polski robotnik, który często musi pracować za 1,4 tys zł miesięcznie będzie ratował Greka, który do pracy w ogóle nie idzie, jeżeli nie zaoferują mu minimum 3900 zł miesięcznie. Młodzi polscy rodzice dostający marny tysiąc złotych becikowego dołożą się do budżetów młodych Włochów, którzy dostają za urodzenie   dziecka ponad czterokrotnie więcej” -  czytamy dalej w „Fakcie”.

Przy tym wszystkim jest już Polsce ponad 2 mln osób bez pracy. Jesteśmy krajem, w którym jest najwięcej zawieranych tzw. umów czasowych Ma je w Polsce ponad 27 procent pracowników. Przy czym bardzo dużo osób pracuje bez umów o pracę.

- Taki skok to efekt liberalizacji kodeksu pracy. Zmiany w przepisach zachęcały pracodawców do zatrudniania ludzi na czas określony - mówi dr Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych na łamach „Gazety”. Dzięki temu łatwiej i taniej mogą zwalniać. - Okres wypowiedzenia jest krótszy. Poza tym taka umowa wcześniej czy później wygaśnie - dodaje.

Wielu młodych ludzi podejmujących  po raz pierwszy pracę pracuje bez stałej umowy.

Podobnie jest z osobami po 40 roku życia. Gdy w krajach unijnych na przykład w Finlandii na umowach czasowych mogą pracować tylko praktykanci i stażyści, a we Włoszech tylko pracownicy będący na tzw. zastępstwach. Jak wynika z raportu Komisji Europejskiej –„Polacy nie mają wyboru.  Aż 75 proc. decyduje się pracować na umowach czasowych, bo nie mogą dostać innej pracy. Dla 8 proc. to okres próbny, a 10 proc. nadal się uczy i trudno byłoby im pogodzić pracę ze studiami. Jedynie 7 proc. nie chciało mieć stałej umowy”. Polacy od 20 lat gonią pod względem zarobków Europę, to ciągle zarabiają średnio trzy razy mniej niż Włosi czy Hiszpanie i dwa razy mniej niż Grecy czy Portugalczycy.

Według Eurostatu w 2010 roku średnia pensja na rękę w Polsce sięgała niewiele ponad 450 euro, w Grecji było to 935 euro, a we Włoszech - ponad 1,5 tys. euro. W innych krajach UE zarobki  są jeszcze wyższe.

 

Dane te pokazują różnice, jakie są między Polską a resztą Europy. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że obecnie w Polsce rządzą liberałowie, bowiem za takich uważa się większość polityków z PO, z premierem Donaldem Tuskiem na czele. A liberałowie wszędzie na świecie byli tymi, którzy ożywiali gospodarkę, zmniejszali podatki i generalnie powodowali zmiany na lepsze. Jednak nie w Polsce.

 

Dziwne to, bowiem 30 lat temu, gdy walczono w stoczniach Gdańska, Gdyni, Szczecina, kopalniach na Śląsku – o zapisane w porozumieniach hasła dotyczyły tego wszystkiego, co obecnie w Polsce jest przeinaczane. Walczyli o te postulaty ci, którzy dziś są u steru władzy. W porozumieniach sierpniowych znajdziemy m.in. takie oto zapisy:

 

-    Zapewnić odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących

-    Podnieść normy na leki na 1 leczonego w szpitalu z 1 138 zł da 2 700 zł, bo taki jest rzeczywisty koszt leczenia oraz stawki na żywienie.

-    Wprowadzić w życie "Kartę praw pracownika Służby Zdrowia”

-    Bezpłatne leki dla pracowników Służby Zdrowia.

-    5-godzinny czas pracy dla pracowników żłobków (jak w przedszkolach) oraz bezpłatne wyżywienie,

-    Przestrzegać zagwarantowaną w Konstytucji PRL wolność słowa, druku i publikacji, a tym samym nie represjonować nie zależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań

-    wprowadzenie pułapu minimalnej i maksymalnej płacy,

-    ograniczenie administracji,

-    Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do lat 55 lub przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.

 

Tych zapisów jest sporo w porozumieniach zawartych przed 30 laty, część z nich jest nierealna i nieaktualna, ale wiele z nich nigdy nie doczekało się realizacji z uwagi na ...chyba krótką pamięć rządzących. Zwłaszcza tzw. prawicowe rządy jakoś nigdy nie kwapiły się do ich wprowadzenia. Faktem jest, że szeroko rozumiana wolność - wywalczona przed 30 i 20 laty -  przez robotników obraca się teraz przeciwko nim samym. Ludziom pracy na starcza bowiem na życie, a bogatym krzywda się nie dzieje, tylko jeszcze bardziej się bogacą kosztem najbiedniejszych.

I choć wygrana PO w wyborach miała być gwarancją stabilności i poprawy ekonomicznej sytuacji w Polsce ( takie obietnice nam składano) to dalej kwitnie emigracja zarobkowa, ograniczane są inwestycje i brak perspektyw rozwoju Polski. Zwłaszcza  w sytuacji gdyby kryzysu euro nie udało się powstrzymać. Rząd nie ma planu awaryjnego na wypadek  rozpadu Unii Europejskiej.  A taki być powinien.

Za to nasi dyplomaci błyszczą na salonach europejskich i chwalą się jak to u nas dobrze.

Jak świetna jest nasza policja. Polski ambasador w Berlinie Marek Prawda, z właściwą sobie dyplomacją powiedział, „że polska policja dobrze poradziła sobie z ograniczeniem liczby kradzionych samochodów w Polsce. Dodał, że kwestia kradzieży niemieckich aut przez Polaków jest problemem... niemieckich władz „ -donosi  portal: http://www.thelocal.de/society/20120102-39859.html. Dalej pan ambasador stwierdza: - „Policjanci powinni się tym zajmować bardziej efektywnie. Może zbyt łatwo jest ukraść samochód w Niemczech?” Niemcy skomentowali to jednym słowem: skandal !

Hm, ciekawe czasy. Kiedyś, gdy byłem na studiach złośliwie mówiono chcesz znać prawdę czytaj Газета «Правда». Potem zmieniono to na „chcesz znać prawdę czytaj „Trybunę Ludu”. Dziś zaś trzeba słuchać naszego ambasadora Prawdę. On też chyba prawdę powie .... taka samą jaka obowiązuje w danej chwili w PO. Czyż nie?