W dzisiejszych czasach o wiele więcej funduszy przeznaczanych jest na badania nad podniesieniem skuteczności viagry i doskonaleniem implantów piersi niż nad chorobą Alzheimera. Skutek ?  W 2040 roku znaczny odsetek populacji żeńskiej z dużym biustem i męskiej z ogromną erekcją, zupełnie nie wiedząca jak to wykorzystać...

 

I to wcale nie jest  już dowcip, bowiem jak ostrzega radio RMF FM, chorzy na Alzheimera  masowo rezygnują z terapii, gdyż nie stać ich na drogie leki. Koszt zakupu plastrów leczniczych wynosi ok. 300 zł. Przerwanie leczenia tej choroby może być bardzo tragiczne w skutkach – ostrzegają specjaliści.

A przyczyna tego stanu rzeczy tkwi w resorcie zdrowia, który nie podjął negocjacji z firmą farmaceutyczną i nie dostosował listy leków refundowanych do popytu. Oczywiście złośliwcy już stosownie to komentują, ale trudno nie przyznać im racji, skoro zamieszanie z lekarstwami trwa już piąty miesiąc i końca nie widać. Czy naprawdę nie ma nikogo w otoczeniu ministra Arłukowicza, kto zna się na polityce farmakologicznej i przewidywaniu skutków pewnych zjawisk?  Czy wszyscy w PO są tak pochłonięci zarabianiem, że nie widzą, iż uciekają im pieniądze z Polski?

- Unikanie podatków jest obecnie jedynym rodzajem działalności, który przynosi jeszcze jakiekolwiek dochody - mawiał John Maynard Keynes, angielski ekonomista. I tak oto stwierdzenie Keynesa przynosi skutek w Polsce. Kilka tysięcy polskich firm ucieka z kraju do tzw. rajów podatkowych. Bo po co płacić wysokie podatki w Polsce, skoro można gdzie indziej zarobić legalnie więcej? Minister finansów Rostowski zdaje się o tym nie wiedzieć.

A może należało zastosować właśnie doktrynę Keynesa w Polsce, która, zakłada, że deficyt budżetowy nie stanowi problemu w okresie ożywienia. W okresie dekoniunktury rządy powinny podejmować działania mające na celu utrzymanie na odpowiednio wysokim poziomie aktywności gospodarczej państwa.  Na tym polega właśnie polityka interwencjonizmu państwowego.

Osiągnięcie tego jest możliwe poprzez – dalej z nauki Keynesa :

1.progresję opodatkowania dochodów osobistych grup zamożniejszych przy jednoczesnym zwiększaniu świadczeń społecznych na rzecz grup biedniejszych.

2.bezpośrednie zachęty do inwestowania poprzez obniżenie opodatkowania zysków przeznaczanych na inwestycje.

3.zarządzanie wielkością globalnych wydatków rządowych na inwestycje państwowe czy roboty publiczne.

To główne założenia Keynesowskiej doktryny ekonomii popytu. Jak widać w Polsce są chyba nie znane. Cóż, polityka neoliberalna i monetarna jest mocną stroną rządu Tuska i cierpimy z tego powodu wszyscy. Wiara w prywatny biznes i pomijanie roli państwa w wychodzeniu z kryzysu jest  tym w co wierzy nieustannie ten rząd.

Łatwiej bowiem jest wydłużać wiek emerytalny, podnosić wysokość podatku VAT i nie radzić sobie z rządzeniem krajem. Nie zauważać błędów w przetargach przy budowaniu autostrad, informatyzowaniu kraju, likwidowaniu szkół, przedszkoli i żłobków. Po co martwić się prawie 16 procentowym bezrobociem? Przecież więcej bezrobotnych  niż w Polsce jest tylko w Hiszpanii i Portugalii. Lepiej jest nie widzieć nepotyzmu, niekompetencji swoich kolegów partyjnych i koalicjanta, nierównomiernego rozwoju kraju, dysproporcji w zamożności społeczeństwa i coraz to bardziej ubożejących najbiedniejszych. Po co pomagać słabszym skoro oni i tak skazani są na porażkę i nie mogą nic zapewnić rządzącym? Po co ? Najlepiej podnosić podatki i ceny oraz opowiadać bajki o konieczności wprowadzenia w Polsce euro zamiast złotówki. Niech młodzi i zdolni dalej emigrują za chlebem – jak w XIX i w XX wieku. Najlepiej powołać kolejnego ministra od spraw zbędnych i nijakich, to przynajmniej koledzy będą zadowoleni, bowiem przybędzie ileś tam miejsc pracy dla znajomych. Taki scenariusz mamy w Polsce od 5 lat. I nic się nie zmienia. A deficyt budżetowy jak rósł – tak rośnie nadal.

Można też korzystać z pomocy nie pisanego koalicjanta, jakim jest  lider Ruchu Palikota, który zawsze w porę odwróci uwagę od spraw istotnych i wystrzeli z penisowym albo innym chamskim happeningiem. W dodatku będzie to pod szyldem tak zwanej nowej lewicy. Kpina i skandal.

Można też udawać, że  2 miliony podpisów sprzeciwu wobec projektu ustawy emerytalnej to nic istotnego. Można. Tylko jak długo? Jak długo profesor, były vice marszałek Sejmu będzie sobie drwił ze społeczeństwa i obrażał innych? Jak długo marszałek Sejmu będzie cenzurować wystąpienia w Sejmie i umniejszać rolę związków zawodowych? Jak długo rząd PO i PSL nie będzie się liczyć z opozycją, nawet gdy ona ma rację? Takich pytań można postawić sporo. Tylko po co? Skoro i tak nic się nie zmieni.

W Hiszpanii naród zaczyna się buntować. Ludzie wychodzą na ulice. Grecja już pokazuje, na co stać jest zirytowane niemocą rządu społeczeństwo. Portugalczycy pewnie też lada dzień zabiorą głos w sprawie swojego kraju. Francuzi pożegnali już Sarkozy’ego w podziękowaniu za kapitalistyczny blichtr i antyspołeczną politykę.

A w Polsce – rząd zachwyca się stadionami i....brakiem dróg dojazdowych oraz autostrad. Chce nas zmusić do dłuższej pracy, przykrywając tym swoją nieudolność. Za to związkowcy oraz opozycja nie zasypują gruszek w popiele. Protestują i organizują się. Nie zdziwię się gdy mistrzostwa piłkarskie w Polsce odbywać się będą pod znakiem sprzeciwu wobec rządów PO i PSL. Nawet nie pomoże sprzątnięcie okolic stadionów z brudów i odpadków.

Mam nadzieję, że tak nie będzie, bo z głupich projektów ustaw można jeszcze zrezygnować i poskromić niektórych harcowników na ul. Wiejskiej w Warszawie.  Bo jeżeli nie, to nie pozostanie nam – zwyczajnym ludziom –  nic innego jak zrobić jeszcze więcej hałasu. Wszak to nasz kraj, a nie  polityków z PO i PSL, którzy zachowują się jakby nie byli stąd i przez pomyłkę wybrano ich do Sejmu i Senatu.